Co jest nowoczesne? Karl Lagerfeld w towarzystwie swojej nowej muzy, brytyjskiej modelki Alice Dellal, zastanawia się nad tym podstawowym pytaniem w modzie. Z megagwiazdą, obecną od ponad 50 lat w branży, rozmawia Marc Beauge.
Karl jest w wyśmienitym humorze, choć na zegarze trzecia rano. Jest z liczną grupką asystentów, śmieje się, jednego obraża, drugiemu dokucza, na chwilę siada przed komputerem, za chwilę znów się zrywa, żeby napić się wody mineralnej i włączyć w dyskusję o kolejnej kampanii reklamowej Chanel. Wreszcie wybiega na spotkanie swej najnowszej mannequin du soir Alice Dellal. Modelka, muza, dusza towarzystwa, rockerka, twarz torebki Boy Chanel. Ona ma 25 lat, on o dobrych parę lat więcej, ale które z nich jest naprawdę nowoczesne? Ona twierdzi, że nie interesuje się technologią, nie ma i nie chce mieć smartfona. Blefuje? Chyba nie, bo nadal słucha muzyki z kaset. „Może to właśnie jest szczyt nowoczesności. Może wszyscy w końcu odrzucimy technologię?” – zastanawia się Lagerfeld, zadeklarowany gadżeciarz.
Na tym właśnie polega praca, którą Karl Lagerfeld wykonuje już od ponad pięćdziesięciu lat. Musi wiedzieć, co się sprawdza, a co nie. Jego raison d’etre to uchwycić ducha czasu, przystosować się, by pozostać na fali. Twierdzi, że nowoczesność nie jest jego obsesją, a jednak jego głównym atutem pozostaje zdolność do ciągłego odradzania się.
MARC BEAUGÉ: Nigdy nie mówi Pan, że kiedyś było lepiej…
KARL LAGERFELD: Nie, to byłoby śmieszne. Rozumiem, że można się
fascynować przeszłością, której samemu się nie doświadczyło. Ale kiedy
się ją zna i woli się teraźniejszość, to powinno wystarczyć. Gdy
zaczynamy myśleć, że kiedyś było lepiej, teraźniejszość zamienia się w vintage, a my razem z nią. Co do ubrań, vintage jest na miejscu. W przypadku człowieka, to już nie uchodzi.
MB: Nie wielbi Pan przeszłości, jak tylu innych projektantów mody?
KL: To chyba dobrze? Nie chcę myśleć o zaprojektowanych przez siebie
sukniach jako zagrożonych arcydziełach (jak to czynią niektórzy). To
nadal produkty konsumpcyjne. Piekarz nie przechowuje
chleba. Pracuję nad swoimi kolekcjami, robię co trzeba, a reszta gdzieś
umyka. Niczego nie przechowuję. Dziewięćdziesiąt pięć procent tego, co
narysuję czy sfotografuję, ląduje w koszu. Lubię działanie, ale nie
lubię pławić się w tym, co zrobiłem. Czasem zmuszam się, żeby prowadzić
album ze zdjęciami, ale zawsze się poddaję. Po kilku miesiącach zalewa
mnie lawina zdjęć. Po prostu nie mam w sobie nic z archiwisty.
MB: Co Pan robi, by wyczuć air de temps?
KL: Przyglądam się, chcę wszystko o wszystkim wiedzieć. Za ciemnymi
okularami oczy mam szeroko otwarte. Codziennie rano czytam gazety,
czasami ponad dwie godziny, po francusku, angielsku i niemiecku. To
zalew informacji. Trzeba ciągle się uczyć, być ciekawym świata. Bardzo
niebezpiecznie jest sądzić, że wie się wszystko. Wreszcie z całego tego
czytania i obserwowania wynika coś nieświadomego. Nie wiem, co na mnie
wpływa, nie chcę tego analizować, bo wtedy stałbym się ofiarą
marketingu. Nie jestem poważnym panem, coś przychodzi mi do głowy i
tyle. Pracuję instynktownie, nie zadaję sobie zbyt wielu pytań.