Zabytki to tylko jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Rajską Wyspę. Wspaniała jest też jej fascynująca przyroda…
Z równiny sawanny wyłania się rozległa skała o pionowych, ponad 200-metrowej wysokości ścianach. To Sigiriya, jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na Sri Lance – do 1972 roku znanego jako Cejlon, od wieków nazywanego Rajską Wyspą. Kraju, którego godłem jest złoty lew z mieczem, ale odwiecznym symbolem słoń. Słynącego ze znakomitej herbaty, bogactwa przyrody, zabytków, wspaniałych plaż nad Oceanem Indyjskim oraz dumnych i gościnnych mieszkańców
Aby wdrapać się na Sigiriyę trzeba mieć niezłą kondycję, bo to prawie 80 pięter; temperatura sięga tam 40°C, a wilgotność powietrza przekracza 90 proc. Miejsce to, dziś jeden ze skarbów ludzkości, przed wiekami ukryte w głębi dżungli, było nie do zdobycia, dlatego w V w. n.e. samozwańczy król Kassapa zbudował na obszernym, płaskim szczycie Sigiriy twierdzę. Obawiał się bowiem przyrodniego brata Moggallana, prawowitego następcy tronu. Na górę tę można było dostać się jedynie po wykutych w jej pionowych ścianach stopniach, tak małych i płytkich, że wystarczały tylko, aby zaczepić o nie palcami. Jak wnoszono na górę narzędzia, materiały budowlane, sprzęty, nie mówiąc już o królu i jego dworze, do dziś nie wiadomo.
Przez 18 lat – od 473 do 491 roku – twierdza ta była rezydencją Kassapy i… nie odegrała wyznaczonej jej roli. Gdy Moggallan wraz z wojskiem zbliżył się do Sigiriy, Kassapa, zamiast bezpiecznie siedzieć ze swoim dworem na górze, gdzie miał zapasy jedzenia i wody, zszedł na dół i albo zginął w walce, albo, bo są dwie wersje jego śmierci, po przegranej bitwie popełnił samobójstwo. Twierdza zaś zaczęła popadać w ruinę. Zachowały się natomiast – co prawda zaledwie kilkanaście spośród około 500 pierwotnie istniejących – wspaniałe freski w pieczarze. Przedstawiają one nimfy lub – jak chcą inni – piękne i swawolne młode księżniczki z dworu Kassapy. Obnażone do pasa, tryskające erotyką i kobiecością.
Historycy sztuki długo zastanawiali się, jak w tropikalnym klimacie freski te zdołały przetrwać ponad 15 wieków. Dopiero szczegółowe badania wykazały, że namalowano je temperą wykonaną z naturalnych roślinnych pigmentów rozpuszczonych w oleju, na specjalnie przygotowanej powierzchni skał. Powstały i zachowały się dzieła fascynujące, należące dziś do kulturalnego dziedzictwa ludzkości. Dostanie się do nich – fotografować je można wyłącznie bez sztucznego oświetlenia – wymaga sporego wysiłku, mimo iż pieczara znajduje się w połowie wysokości skały, a zbudowano na niej dosyć wygodne schody. Drugą atrakcją Sigiriy jest, rozległy na dziesiątki kilometrów, widok ze szczytu skały i ruin twierdzy.
To tylko jeden z wielu zabytków zachowanych na wyspie o kształcie łzy. Niewielkiej – ma ona zaledwie 65,6 tys. km kw., a więc 5 razy mniej niż Polska, rozciąga się 435 km z północy na południe i 225 km w najszerszym miejscu ze wschodu na zachód; leży zaś 48 km na południe od Indii i około 600 na północ od równika. Sri Lanka posiada setki kilometrów wybrzeży, w tym wspaniałych plaż, ale również – w centrum – góry z najwyższym (2524 m n.p.m.) szczytem Pidurutalagala. To one powodują, że wypoczywać na wyspie można przez okrągły rok. Gdy na wschodzie padają monsunowe deszcze, na zachodzie świeci słońce, i odwrotnie, a wody oceanu mają temperaturę 27-28°C.
Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Sigiriy znajduje się inny skalny zabytek: zespół świątyń i klasztor w Dambulli. Wchodzi się do niego, pokonując kilkaset stopni schodów, ale nieporównywalnie mniej męczących. Miejsce to odkrył około 100 r. p.n.e. król Valagama Bahu, i podczas jednego z tamilskich najazdów na wyspę przebywał w nim na wygnaniu przez 14 lat. W ciągu ponad 20 wieków, najliczniej w XVIII i XIX wieku, w 5 pieczarach powstawały świątynie. Najstarsza z nich, niewielka Devaraja-Iena (Pieczara Króla Boga) szczyci się wykutym w skale przed ponad 2000 laty posągiem leżącego Buddy, który już osiągnął stan nirwany. Obok niego stoi posąg hinduistycznego boga Wisznu.
W porównaniu z tą świątynią największa – liczy 48 m długości, 15 szerokości i kilka metrów wysokości – pieczara Maharaja-Iena (Wielkiego Króla) wręcz oszołamia. Znajdują się w niej dziesiątki posągów siedzącego Buddy oraz sceny z życia tego wielkiego myśliciela. Godne uwagi są również pozostałe trzy świątynie w pieczarach: Maha Alut Viharaya (Wielka Nowa Świątynia) bogato wyposażona w XVIII wieku przez ostatniego króla, Pachima-Viharaya (Świątynia Zachodnia), m.in. z małą stupą oraz Devana Alut Viharaya (Druga Nowa Świątynia), w której, oprócz leżącego Buddy, jest również areopag hinduistycznych bogów.
Najliczniej jednak odwiedzane zespoły zabytków Cejlonu znajdują się w Historycznym Trójkącie, wyznaczanym przez trzy kolejne stolice państwa Syngalezów: Anuradhapurę (ok. 2500 p.n.e.-1017 n.e.), Polonnaruwę (XI-XII w.) i Kandy (ok. 1500-1815). Oprócz wyżej wymienionych, znajduje się w nim, lub w jego pobliżu, wiele mniejszych miejscowości i obiektów zabytkowych. Anuradhapura obejmuje obszar kilkunastu km kw., na których w dwóch głównych zespołach, nie licząc obiektów poza nimi, znajduje się 20 świątyń, pałaców i innych budowli lub ich ruin. W odległej od niej o 13 km Mihintale, gdzie w 247 r. p.n.e. narodził się cejloński buddyzm, wartych zobaczenia jest kilkanaście ciekawych zabytków.
Z drugiej stolicy wyspy – Polonnaruwy – zachowało się 19 pomników architektury i sztuki z okresu średniowiecza, skupionych w większości w dwóch miejscach. Wokół Cytadeli znajdują się m.in.: ruiny pałacu króla Paragramy Bahu, sala audiencji i królewski basen, a obok mała świątynia hinduistyczna, święty krąg i inne zabytki, z kamiennymi rzeźbami i płaskorzeźbami oraz całymi fragmentami budowli zniszczonych przez Tamilów podczas jednego z ich średniowiecznych najazdów. Największe wrażenie nie tylko na mnie robią dwa wielkie, wykute w skałach posągi Buddy w świątyni Gal-Vihara: stojącego oraz kilkakrotnie większego, leżącego w stanie nirwany.
Kandy – ostatnia królewska stolica Syngalezów – jest nie tylko ważnym 150-tysięcznym centrum kulturalnym i gospodarczym, lecz także miejscem pielgrzymkowym. Do znajdującej się w nim świątyni Zęba Buddy przybywają co roku setki tysięcy wyznawców buddyzmu. Nie przeszkadza im fakt, że ta wielka relikwia (nie pokazywana zresztą) ze względu na kształt i rozmiar nie może być zębem człowieka, nawet tak wielkiego myśliciela. Główna budowla sanktuarium, pełna ołtarzy i złoconych posągów Buddy oraz pątników zanurzonych w żarliwej modlitwie, jest tylko jedną w całym zespole świątynnym. Znajduje się w nim także kościół chrześcijański wybudowany w stylu gotyckim. Lankijczykom to jednak nie przeszkadza, bo w sprawach religii są bardzo tolerancyjni. Wyznawcy różnych religii, nawet tak odległych od buddyzmu i hinduizmu jak chrześcijaństwo, w paru odmianach oraz islam żyją zgodnie obok siebie.
Zabytki to tylko jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Rajską Wyspę. Wspaniała jest też jej fascynująca przyroda. Warto zobaczyć przynajmniej 1 z 8 istniejących parków narodowych z przebogatą roślinnością i żyjącą na wolności egzotyczną zwierzyną, ptakami, gadami, płazami, owadami. Osobiście radzę wszystkim, którzy trafią na Sri Lankę, odwiedzić chociażby niewielki – ma zaledwie 60 ha – sławny ogród botaniczny Peradeniya w pobliżu Kandy. Rośnie w nim kilka tysięcy gatunków drzew, krzewów i kwiatów. Koniecznie trzeba zobaczyć uprawy sławnej herbaty, które znajdują się na zboczach gór powyżej granicy 1000 m n.p.m. Stanowi ona narodową roślinę Cejlonu dopiero od XIX wieku., gdy Brytyjczycy sprowadzili ją z Indii na miejsce zniszczonych przez zarazę plantacji kawy, wraz z Tamilami do jej uprawy, co stało się później źródłem trwających po dziś dzień konfliktów na tle narodowościowym.
Skoro o przyrodzie mowa, trudno pominąć dwa miejsca niezwykłe. Sierociniec dla… słoni oraz hodowle żółwi morskich, które ratują ten gatunek przed wyginięciem. Słonie, jak już wspomniałem, to narodowe zwierzęta Cejlonu od zawsze. Jeszcze na początku XX wieku, pomimo ich mordowania, aby zdobyć trofea myśliwskie, a przede wszystkim cenne kły – kość słoniową, na wyspie żyło około 15 tys. słoni. W niespełna sto lat później już tylko 3-4 tys., z czego około 450 w służbie człowieka. Pracują one jako niezastąpieni tragarze ciężarów w miejscach niedostępnych dla maszyn, zwłaszcza w górach, oraz tania „ciężka” siła robocza. Kilkadziesiąt kilometrów na północ od stolicy kraju znajduje się miejscowość Pinawella, a w niej wspomniany sierociniec dla słoni. Trafiają tam znajdowane w różnych miejscach wyspy maluchy, które straciły rodziców lub zabłąkały się i na wolności grozi im zagłada. W specjalnym ośrodku są więc przygotowywane do dorosłego życia. Karmienie słoniątek – niektóre z nich mają grzbiety na wysokości człowieka – mlekiem z butelek jest wielką turystyczną atrakcją. Podobnie jak poranna kąpiel stada słoni w pobliskiej rzece. Pieniądze za bilety wstępu ułatwiają utrzymanie tych zwierząt. Starsze – słonie żyją po około 70 lat – zarabiają na siebie m.in. wożąc na grzbietach turystów.
Natomiast na południowym wybrzeżu wyspy znajdują się ośrodki hodowli, a ściślej mówiąc ratowania morskich żółwi. W wodach przybrzeżnych Sri Lanki żyje 5 z 8 znanych na świecie gatunków tych sympatycznych gadów, ale grozi im zagłada. Samice znoszą bowiem i zagrzebują jaja w piasku nadmorskich plaż. Wiele pada łupem ptaków oraz ludzi – amatorów tego przysmaku. Przez ptaki oraz większe ryby zagrożone są też małe żółwiątka, gdy po wykluciu z jaj udają się w pierwszą i najczęściej ostatnią podróż do oceanu. Miłośnicy przyrody zorganizowali więc farmy, do których – również w piasek – przenoszone są żółwie jaja, wykupowane od ich znalazców na plażach. Po wylegnięciu się młodych są one hodowane w specjalnych basenach z wodą morską do momentu, gdy ze względu na wielkość zagrożenie ich życiu w środowisku naturalnym jest już mniejsze, a następnie wpuszczane do oceanu.
Będąc na Sari Lance trzeba też koniecznie zapoznać się z produkcją – i kupić coś na pamiątkę – sławnych batików oraz miejscowym snycerstwem, czyli rzeźbieniem masek i figurek z drewna. Sposób barwienia i dekorowania tkanin metodą pokrywania ich fragmentów płynnym woskiem oraz farbowania kolejno różnymi barwami zwany batikiem, wymyślono przed wiekami na indonezyjskiej wyspie Jawa. Z niej rozprzestrzenił się on do krajów sąsiednich, w XIX wieku dotarł nawet do Europy. Na Cejlonie ma bardzo stare i nadal żywe tradycje. W wytwórniach prawdziwego batiku – jego tanie podróbki są na każdym kroku, ale niezbyt trudne do odróżnienia – można nie tylko kupić bajecznie kolorowe makatki, narzuty, obrusy czy kolorową odzież z tego rodzaju tkanin: sari, koszule, bluzki itp., ale także zapoznać się z procesem produkcyjnym. Oczywiście ręcznym, prymitywnym jak przed wiekami, a więc i pracochłonnym. Ale efekty tej pracy godne są uwagi oraz zapłaty. Po – oczywiście – ostrym targowaniu się, nawet w renomowanych sklepach przyzakładowych.
Natomiast maski są nieodłącznym elementem życia mieszkańców wyspy oraz zdobienia ich domów. Niemal każdy z nich strzeżony jest przed złymi mocami przez maski. Ich straszliwe wizerunki: demonów, często z rzędem atakujących kobr zamiast włosów, malowane jaskrawymi farbami i umieszczane wysoko na szczycie budynku lub nad wejściem do niego mają odstraszać i zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom oraz inwentarzowi. Niezależnie od tego czy mieszkańcy Syngalezi lub stanowiący mniejszość Tamilowie są buddystami, hinduistami, muzułmanami czy chrześcijanami.
Maski wytwarza się z bardzo lekkiego gatunku drewna wszędzie, ale największe ich centra są na południowym wybrzeżu. Zwłaszcza w miejscowości Ambalangoda, gdzie oprócz licznych warsztatów znajduje się też Muzeum Masek i Marionetek z ciekawymi, także bardzo starymi eksponatami. Godne uwagi jest również ceylońskie snycerstwo – zwłaszcza rzeźbione w drewnie, bogato dekorowane meble. I oczywiście rzeźbiarstwo, w tym w tak szlachetnych gatunkach drewna jak heban czy cedr. Artyści rzeźbią hinduistyczne bóstwa, zwłaszcza Ganesza – boga o ciele człowieka i głowie słonia, Wisznu, ale także Buddy, rzadziej Chrystusa na krzyżu. Ponadto figurki słoni, waranów i innych zwierząt, rybaków – w tym zwłaszcza charakterystycznych dla Cejlonu łowiących na wędki z wysokich tyczek wbitych w dno oceanu lub jego brzeg itp.
W jednej z pracowni „markowego” artysty rzeźbiarza, wśród dziesiątków figurek, płaskorzeźb, masek itp., wykonanych przez mistrza i jego pomocników, zachwyciła mnie rzeźba boga Wisznu wykonana w drewnie cedrowym. Ale po próbie podniesienia niewiele niższego ode mnie posągu o wadze co najmniej 50 kg nie rozpocząłem nawet targów o cenę. Musiałem zadowolić się czymś lżejszym, chociaż także bardzo atrakcyjnym…
Rajska Wyspa – Sri Lanka to, jak już wspomniałem, także miejsce, gdzie można wspaniale odpocząć nad Oceanem Indyjskim w doskonałych hotelach, bungalowach itp. Ale o sprawach oczywistych staram się nie pisać. Natomiast wszystkich, którzy będą mieli możliwość podróży do tego uroczego zakątka naszego globu zachęcam: nie spędzajcie czasu tylko na wypoczynku. Cejlońskie zabytki, przyroda, ludzie i obyczaje są naprawdę szalenie ciekawe. Warto więc zapoznać się z nimi.