Wakacje w kosmosie.”Proszę wsiadać na pokład! Za moment startujemy na orbitę!” – czy to kolejna scena z filmu science fiction?
Tak się wydaje, ale moment… A może tak właśnie stewardessa powita w przyszłości pasażerów lecących w kosmos?
Turystyka kosmiczna robi się coraz popularniejsza, i choć za bilet wciąż należy zapłacić bajońskie kwoty, to nie ma wątpliwości, że koniec końców ceny osiągną znacznie rozsądniejszą wartość.
Dennis Tito, 61-letni biznesmen amerykański, stał się pierwszym
kandydatem na kosmicznego turystę. Za bilet zapłacił – bagatela – 20 mln
dolarów. 28 kwietnia 2001 roku udało mu się zrealizować marzenia i po
wcześniejszym kilkumiesięcznym szkoleniu w rosyjskiej bazie wreszcie
znalazł się na orbicie. W międzynarodowej stacji kosmicznej przebywał
przez siedem dni i w annałach zapisał się jako pierwszy komercyjny
uczestnik lotu kosmicznego, co zgodnie z nomenklaturą stosowaną w NASA
miało oznaczać osoby nie będące profesjonalnymi astronautami.
Niedługo potem w jego ślady poszedł multimilioner z RPA Mark
Shuttleworth. W obydwu przypadkach loty do Międzynarodowej Stacji
Kosmicznej odbywały się na pokładzie rosyjskiej stacji Sojuz i to
właśnie Rosjanie przodowali w tej nowej, niecodziennej gałęzi rozrywki.
Do kwietnia 2009 roku wysłali oni w przestrzeń kosmiczną siedem osób.
Właściwie w tym ekskluzywnym gronie znajdują się sami multimilionerzy,
bo i rozrywka to wciąż tylko dla bardzo bogatych. Jednakże wiele
wskazuje na to, że następna dekada turystyki kosmicznej stać będzie pod
znakiem większej powszechności lotów okołoziemskich.
Pierwszą formą podróży, dostępną również dla mniej majętnych, będą bez wątpienia loty suborbitalne. Firma Space Adventures, która wcześniej wysłała już w kosmos trzech turystów, oferuje tego typu atrakcje na pokładzie rosyjskiego samolotu C-21. Cena zaledwie 100 tys. dolarów. Loty miałyby odbywać się w przestrzeni pomiędzy 100 a 160 km nad powierzchnią Ziemi i pozwalałyby doświadczać stanu nieważkości na 3-6 min. Pasażer zobaczyłby również krzywiznę Ziemi i mógłby widzieć gwiazdy bez specyficznego dla oglądania w atmosferze migotania. Już dziś firma ma około 100 przedpłat na loty suborbitalne, jak więc widać, pomysł spotkał się ze sporym zainteresowaniem.
Firma Space Dev podjęła się natomiast modernizacji projektu, który w pierwotnej wersji został zarzucony przez NASA. Przy zainwestowaniu dodatkowych kilkuset milionów dolarów ma powstać pojazd, który zabierze na pokład dwóch pilotów i czterech pasażerów.
Firma o szumnie brzmiącej nazwie Virgin Galactic przymierza się do uruchomienia dwóch kosmodromów – jednego w Nowym Meksyku, drugiego zaś w północnej Szwecji. Jeszcze niedawno jej założyciel Richard Branson uważał, iż podróże kosmiczne mogłyby się rozpocząć już w roku 2011, zwłaszcza że kosmodrom w Nowym Meksyku jest gotowy. Branson w niezwykle oryginalny sposób zachwala swoje przedsięwzięcie, które – jak mówi – pozwoli zobaczyć zorzę polarną od środka. Virgin Galactic to jeden z pionierów tej nowej gałęzi rozrywki. Zgodnie z planami firmy od roku 2011 mają się rozpocząć komercyjne loty, a wstępną cenę biletów określono na 200 tys. dolarów.
Według tego, co podają przedstawiciele Virgin Galactic, podróż na orbitę trwać ma około 2,5 godz., lecz sam wylot poprzedzi trzydniowe szkolenie (znacznie krótsze, niż w przypadku tradycyjnych lotów kosmicznych). Na pokładzie statku SpaceShipTwo zmieści się sześciu pasażerów. Nie będzie on rozwijał wielkich jak na tego typu pojazdy prędkości, zaledwie około 3 machy (dla porównania prom kosmiczny 22,5 macha), dzięki temu jednak nie będzie również potrzebował specjalnej osłony przeciwko tarciu. Zbudowany ze sztucznych włókien samolot WhiteKnightTwo dokona wyniesienia SpaceShipTwo na wysokość 17 km, gdzie nastąpi odłączenie, a pojazd wzniesie się na wyższy pułap dzięki silnikowi rakietowemu. Zgodnie z planami firmy w ciągu 12 lat ma powstać 40 statków SS2 i 15 samolotów wynoszących, a ilość pasażerów osiągnie 100 tys. Być może są to zbyt optymistyczne prognozy, pokazujące jednak, że Richard Branson bardzo poważnie traktuje to przedsięwzięcie.
Skoro są turyści, to jak mogłoby zabraknąć hoteli? To naturalna
konsekwencja, kolejny krok na drodze ku komercyjnemu wykorzystaniu
przestrzeni okołoziemskiej. Potentat motelowy Robert Bigelow wszedł w
posiadanie specjalnych modułów mieszkalnych, których pierwotnym
pomysłodawcą była NASA. Wykupił on wyłączność do korzystania z tej
technologii i zamierza budować sieć hoteli orbitalnych. Próby trwają od
pięciu lat – w lipcu 2006 roku wystrzelono pierwszy moduł mieszkalny
Genesis I. Rok później na orbitę wyniesiono Genesis II. Pierwszym
modułem, w pełni przeznaczonym do użytku komercyjnego, ma być Nautilus, w
dalszych planach jest jednak budowa całej stacji kosmicznej pod nazwą
CSS Skywalker o przeznaczeniu rekreacyjnym. Już sam Nautilus to 330 m3
przestrzeni użytkowej. Bigelow Aerospace prowadzi prace wspólnie z
wieloma firmami, m.in. producentem samolotów i silników Lockheed Martin.
Transport z ziemi ma się odbywać przy użyciu specjalnej kapsuły, która
będzie w stanie zabrać siedem osób i którą wzorowano na następcy
wahadłowców Orionie. Robert Bigelow ma zamiar do roku 2015 zainwestować w
to futurystyczne przedsięwzięcie prawie pół miliarda dolarów. Ufundował
on również nagrodę w wysokości 50 mln dolarów dla pierwszej firmy,
która zaprojektuje statek kosmiczny, pozwalający na wielokrotny
transport pasażerów między Ziemią a Nautilusem.
Choć turystyka kosmiczna to bardzo świeży rynek, Bigelow już musi
liczyć się z konkurencją. Firma Excalibur Almaz planuje modernizację i
użytkowanie radzieckich stacji kosmicznych Alma, znanych z największych
okien w tego typu obiektach. Z kolei Hilton International, kolejny
potentat hotelowy, w ramach projektu „Space Island” zamierza opracować
sposób łączenia i wykorzystywania jako przestrzeni mieszkalnej zużytych
zbiorników paliwowych promów kosmicznych, z których każdy jest rozmiarów
Boeinga 747, aby stworzyć „Hilton Orbital Hotel”, jak nazywać się
będzie finalna konstrukcji. Jeszcze dalej idzie tzw. Space Island Group
(zbieżność nazw z projektem Hiltona przypadkowa), zamierza zbudować na
wysokości 400-500 mil nad ziemią szeroką infrastrukturę dla tysięcy
ludzi. Nawet British Airways zainteresował się pomysłami kosmicznych
hoteli, mimo że lotniczy gigant nie podejmuje na razie żadnych
przedsięwzięć o podobnym charakterze. Oczywiście pobyt w hotelu byłby
znacznie dłuższy i nieporównywalnie droższy niż loty suborbitalne. Cena
jednak z czasem miałaby spadać, według niektórych aż do osiągnięcia
wartości zaledwie kilkuset tysięcy dolarów.
Oczywiście można pójść krok dalej, tak jak pragnie to uczynić firma Space Adventures, którą oprócz ziemskiej interesuje również orbita Księżyca. Tu znów pomocne miałyby okazać się rosyjskie statki Sojuz. Obecnie firma buduje kosmodrom na terenie Emiratów Arabskich. Jeszcze bardziej „szalonym” zdaje się przedsięwzięcie firmy Constellation Services International, w ofercie której miałby być tygodniowy pobyt na stacji orbitalnej i tygodniowy przelot naokoło Księżyca. Koszt takich wojaży oszałamiający – w granicach 100 do 200 mln dolarów, tak więc nikt z czołówki najbogatszych ludzi świata nie będzie mógł sobie na to pozwolić, co nie znaczy, że obydwie firmy nie znajdą chętnych na okołoksiężycowe loty.
Przestrzeń okołoziemska wraz z przyległościami staje się kolejnym towarem na rynku. I tylko patrzeć, jak w ofertach typowych biur turystycznych na stałe zagoszczą wczasy all inclusive w hotelu orbitalnym z opcją przelotu nad Księżycem. Choć raczej w tym przypadku nie ma co liczyć na posezonowe obniżki cen.
Tomasz Kilian